Solina
Polska

Zaskakująca Solina

     Nasz sierpniowy wyjazd w Bieszczady był spontaniczny.  Zainicjował go mój mąż, człowiek o wielkim sercu, który zaangażował się jako wolontariusz przy pracach remontowych szpitala w Ustrzykach Dolnych. Zaproponował, abym skorzystała z okazji i razem z dziećmi pojechała mu towarzyszyć. Kogo jak kogo, ale mnie nie trzeba na żadne wyjazdy długo namawiać. Pomyślałam, że taki mały, kilkudniowy wyjazd to żaden problem. A tu niespodzianka! Już na samym początku zderzyliśmy się z  przeszkodą w postaci – braku miejsc noclegowych. Był to szczyt sezonu i jak zapewne się domyślacie, nie było nigdzie wolnych miejsc. Szukaliśmy przez popularną internetową wyszukiwarkę booking.com, sprawdzaliśmy dostępność noclegów także w okolicznych miejscowościach. Nie znaleźliśmy nic sensownego. W końcu mąż wpadł na genialny pomysł, by spać na polu namiotowym. Znalazł świetny kemping w miasteczku Solina (20 km od Ustrzyk Dolnych). Cóż więcej trzeba – zieleń, letnie słońce i piękny widok na jezioro solińskie. To był strzał w dziesiątkę! A Majeczka – była przeszczęśliwa. Bo które dziecko nie lubi spać pod namiotem? Dla Filipka był to pierwszy raz i nie narzekał. 😉

Dla zainteresowanych, link do tego kempingu znajdziecie TUTAJ.

pole namiotowe Solina

camping solina

camping jawor

BAGAŻE

          Pakowanie wbrew pozorom nie należało do najłatwiejszych. O połowę mniej rzeczy wzięlibyśmy gdyby nocleg był w hotelu. W tym przypadku bardzo nam pomogła lista rzeczy potrzebnych na wyjazdy pod namiot, którą jakiś czas temu sporządziłam. Dla zainteresowanych, znajdziecie ją TUTAJ. Mieliśmy duże szczęście, że kemping był wyposażony w kuchnię, bo nie wiem jak byśmy dali radę spakować więcej rzeczy. Ledwo „upchaliśmy” wyłącznie niezbędne w samochodzie. Bagaż i dzieci – „ubite” w samochodzie, więc ruszyliśmy w 6-godzinną podróż z Warszawy do Soliny.

PODRÓŻ

          Ze względu na sporą odległość Warszawy od Soliny (400 km) zdecydowaliśmy się  wyruszyć już o czwartej nad ranem. Mieliśmy  nadzieję, że tak wczesny wyjazd pozwoli dzieciom znieść lepiej trudy podróży. Wprawdzie Maja wiedziała, że musi cierpliwie czekać aż będzie mogła rozbijać namiot, ale z 9-miesięcznym Filipem mógł być problem. Jak się ostatecznie okazało, decyzja o wczesnym wyjeździe była słuszna. Dzięki temu większość czasu jazdy synek spał i nie marudził, a córeczka korzystała z okazji, że ma oboje rodziców blisko siebie.

JEDZENIE

          Trafiliśmy na czas największych upałów sięgających 30° C. Mimo włączonej w samochodzie klimatyzacji mleko dla Mai, które wieźliśmy z domu nadawało się do wyrzucenia. Szczęśliwie na kempingu była lodówka, więc jedzenie, które kupiliśmy na miejscu mogliśmy bez problemu tam trzymać. Jak wakacje, to wakacje – także od „garów”, więc na obiady chodziliśmy do pobliskich restauracji. I tutaj kolejna niespodzianka – nie spotkaliśmy restauracji z regionalnym jedzeniem i do tego ze specyficznym dla takiego miejsca wystrojem, knajpki z czymś pysznym, kojarzącym się z Bieszczadami. Tak jak na przykład kojarzącymi się z Podhalem: oscypkiem i kwaśnicą. A tam co? Smażalnie ryb! Jak nad morzem. Trochę byliśmy zawiedzeni, bo nie spodziewaliśmy się takiej gastronomicznej oferty. Jedynie bliskość jeziora, a co się z tym wiąże ryb mogła usprawiedliwiać tak ukształtowane menu przez miejscowych restauratorów. Myśleliśmy raczej o słynnych kryszach, huczkach  czy maczance. W końcu, w którejś knajpce znaleźliśmy obiecujące z nazwy danie: „placek po bieszczadzku”. Okazało się, że to nic innego jak zwykły placek ziemniaczany z gulaszem na bazie kurczaka. Ma on podobno swoje korzenie w dawnej tradycji kulinarnej nie tylko Podkarpacia ale wydawał nam się zbyt pospolity. Obiecaliśmy sobie, że następnym razem skrupulatniej przeszukamy jadłospisy odwiedzanych restauracji.

jedzenie w Solinie

JEZIORO SOLIŃSKIE

          Z namiotu mieliśmy piękny widok na jezioro, który rekompensował nasze niewygody związane z pobytem. Jezioro otoczone jest górami i lasami. Do samej plaży z kempingu mieliśmy około 150 metrów. Mimo to, że mieszkaliśmy tak blisko, powrót z plaży do namiotu był wielką mordęgą. Wyboista, usiana kamieniami droga prowadziła pod stromą górę. Obładowana bagażami (koc, ręcznik, basenik dla Filipka, parasol plażowy, jedzenie/picie, zabawki, itd.), z wózkiem, na dodatek w tym wielkim upale… było mi bardzo ciężko. Możecie sobie wyobrazić jak wtedy się czułam. Na dodatek skwar, który tak dzielnie znosiłam w tropikalnych krajach zabił na krótko mój hart ducha i radość z wyjazdu.

          Napiszę trochę o samej plaży. Tu niestety nie przeczytacie nic przychylnego. Zacznę od tego, że nie jest ona przyjazna dzieciom. W Solinie znajdziecie wąską plażę bez piasku, z ostrymi kamieniami, z dużą ilością walających się nieczystości, bez koszy na śmieci, a do tego brak dających cień drzew (uratował nas kupiony na miejscu parasol). Wszystko dopełniała głośna i „wyszukana” muzyka płynąca z pobliskich knajpek. Oczywiście można odpuścić sobie pobyt nad wodą i pospacerować po górach. Jednak przy takiej spiekocie ani myślałam, żeby zwiedzać choćby najbliższą okolicę. Tym bardziej, że byłam z dziećmi sama, bo mój Wolontariusz w tym czasie ciężko pracował.

plaża nad Soliną

plaża nad Soliną

plaża solińska

plaża solińska

plaża solińska

ATRAKCJE

          Tak jak pisałam, w Solinie tkwiłam sama z dziećmi  i w dodatku ta wysoka temperatura. Wszystko to było przeszkodą uniemożliwiającą mi korzystanie z większości proponowanych w tym miejscu atrakcji. „Zaliczyłam” jedynie zaporę.

ZAPORA

          Najważniejszy punkt wycieczkowy dla odwiedzających Solinę. Jest ona najwyższa w Polsce (81,8 metrów wysokości liczone od fundamentów). Zapora spiętrzyła wody Sanu i Solinki oraz innych mniejszych potoków. Dzięki temu powstał sztuczny zbiornik wodny o największej pojemności w Polsce. Jego głębokość wynosi nawet 63 metry. Kiedyś w tym miejscu była wieś Solina i inne pomniejsze miejscowości, z których mieszkańcy wraz z dobytkiem zostali przesiedleni. Stąd nazwa  – jezioro Solińskie.

          Poza spacerem po zaporze można zwiedzić także jej środek. Ze względu na dzieci, a w szczególności na małego synka, nie skorzystaliśmy z tej atrakcji. Temperatura wnętrza zapory waha się w granicach 7-8 stopni Celsjusza. W tym upale byłaby to dla mnie super okazja na ochłodzenie, ale nie chciałam ryzykować i wrócić do domu z zapaleniem płuc u dzieci.

Więcej informacji o zwiedzaniu wnętrza zapory znajdziecie TUTAJ.

zapora solińska

REJSY STATKIEM I WYPOŻYCZALNIE SPRZĘTU WODNEGO

          Malownicza linia brzegowa zachęca turystów do skorzystania z sprzętu wodnego. Podczas naszego pobytu na jeziorze roiło się od żaglówek i mini-stateczków. Stateczki żeglugi śródlądowej odpływały z przystani co pół godziny. Ceny rejsów „wycieczkowcem” nie są kosmicznie wysokie, więc można się skusić. Więcej informacji znajdziecie TUTAJ.

atrakcje w Solinie

          Atrakcji jest na pewno dużo więcej, ale już poza Soliną. Jeśli chcecie więcej się dowiedzieć na temat atrakcji w okolicy to zapraszam na bloga podróżniczego związanego z Bieszczadami TUTAJ.

CZY WARTO ZWIEDZIĆ SOLINĘ?

          Odpowiedź na nie nie jest jednoznaczna.

          W Bieszczadach byłam pierwszy raz. Jadąc tam miałam trochę inne wyobrażenie o tym miejscu. Myśląc o Bieszczadach miałam przed sobą inny obrazek, natomiast Solina przypomina zwykły kurort. Pełno tu sklepików z pamiątkami „made in china”, wąskie uliczki z tłumem turystów, kebab, wesołe miasteczko, itd. Ci co mnie znają, wiedzą, że to nie są moje klimaty i wręcz uciekam od takich miejsc. Ale… jeśli Ty szukasz tak zorganizowanego wakacyjnego miejsca, to Solina będzie trafionym wyborem. Dzieciaki na pewno się ucieszą!  Ja, mimo początkowych negatywnych odczuć, cieszę się, że do Soliny pojechałam. Każdy wyjazd wnosi pewne doświadczenia, poznałam nowe miejsce, o którym nawet nie miałam pojęcia oraz miło spędziłam czas z dziećmi.

7 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.