Bohol – atrakcje
Bohol – „serce Filipin”, kraina słońca, uśmiechu i radości. Jest to dziesiąta pod względem wielkości wyspa ze stolicą Tagbilaran. Wyspa połączona jest dwoma mostami z małą, urokliwą wysepką Panglao, która leży od niej „na wyciągnięcie ręki”. Na dokładne zwiedzenie wyspy wystarczą 2-3 dni. Jest świetnym miejscem dla tych, którzy chcą zobaczyć Filipiny w pigułce. Poniżej przedstawiamy, co udało nam się zobaczyć.
Spis treści
Czekoladowe wzgórza (Chocolate Hills)
Jest to jeden z symboli Bohol, niespotykany w innych miejscach na świecie twór geologiczny – pagórki o wysokości 30-120 m w kształcie prawie idealnych stożków. Jest ich około 1770 i znajdują się w centralnej części wyspy`. Na wzgórzach nie rosną żadne drzewa, nie ma tam także jaskiń. Wcześniej zastanawiałam się, czemu te wzgórza nazywają się „czekoladowe”? Pomyślałam, przecież nie rośnie tam czekolada owinięta w sreberka – bo nie ma tam świstaków. 🙂 I rzeczywiście, okazuje się, że czekolady na wzgórzach nie uświadczysz. Nazwa pagórków wywodzi się z tego, że w porze suchej (czyli od listopada do maja) trawa, która je porasta, wysycha i przybiera brązowy odcień. Tylko tyle. 🙂
Są różne teorie powstania takich wypiętrzeń. Wiodąca jest taka, że utworzyły się one na skutek wietrzenia rafy, która z powodu geologicznego przesunięcia, pojawiła się nad powierzchnią wody. Naukowcy biorą pod uwagę także teorię, która mówi o erupcji podwodnych wulkanów. Eksperci twierdzą, że pagórki te pojawiły się już w epoce pliocenu, czyli około 2,5 mln lat temu. Jednak nic nie rozpala bardziej wyobraźni niż legendy. 🙂 Słyszeliśmy o dwóch. Jedna opowiada o olbrzymach, które rzucały w siebie kamieniami, a pozostała po bitwie „amunicja” tworzy tak niecodzienny krajobraz. Druga legenda mówi o miłości olbrzyma do zwykłej śmiertelniczki. Kiedy ona zmarła, olbrzym zaczął płakać. Łzy wyschły i w ten sposób ukształtowały się pagórki.
Wzgórza można podziwiać z tarasu widokowego, do którego idzie się schodami, a jest ich 214.
Cena: 50 PHP od osoby (ok. 4 zł)
Sanktuarium wyraków (angielska nazwa tarsier, tarsjusz)
Mylnie nazywane najmniejszymi małpkami na świecie. Tymczasem są to wprawdzie ssaki naczelne, ale małpami nie są. Wyraki można zobaczyć tylko na Filipinach i na Indonezji (na wyspie Sulawesi). Są one pod ścisłą ochroną. Zwierzaki są malutkie, bo mają maksymalnie 16 cm i ważą zaledwie 160 gramów. Charakteryzują się największymi oczami w proporcji do rozmiarów swojego ciała spośród wszystkich ssaków. Ich oczy są większe od ich mózgu. Ciekawostką jest też to, że ich gałki oczne są zupełnie nieruchome, natomiast zwierzęta obracają głowę o 180 stopni. Poza tym są świetnymi skoczkami, potrafią skoczyć na odległość 6 metrów. Żywią się owadami, małymi ptaszkami i jaszczurkami.
Najbardziej rekomendowanym miejscem, gdzie można zobaczyć tarsiery jest Philippine Tarsier Sanctuary (Sanktuarium Tarsierów) w miejscowości Sikatuna niedaleko miasteczka Corella. Sanktuarium jest malutkie, ale w odróżnieniu od podobnych miejsc, zwierzątka żyją tam w naturalnym środowisku, nie są dokarmiane ani więzione w klatkach. Wyraki prowadzą nocny tryb życia, więc cała opieka nad nimi ogranicza się do pilnowania ich w dzień przez opiekunów. Dbają oni o to, by turyści nie zakłócali ich spokoju.
Koszt wstępu: 60 PHP (ok. 4,80 zł)
Bambusowy most w Tigbao
Tigbao to wymarzone miejsce dla tych podróżników, którzy się jeszcze nie obudzili. Zamiast mocnej kawy, za niewielką opłatą można podnieść sobie ciśnienie – spacerując przewieszonymi nad rzeką Loboc dwoma bambusowymi, 25-metrowymi mostami. Ze względu na kruchą konstrukcję dozwolony jest tylko ruch jednostronny. Wejście na taki most każdemu najczęściej kojarzy się z kąpielą w rzece. Nie dość, że „kładka” nieźle się buja, to jeszcze złowieszczo skrzypi i chwieje na boki. Bambus, który jest głównym materiałem użytym do budowy z pewnością jest „przeterminowany”. Nam zaczął momentami pękać pod nogami – horror. Można mieć wrażenie, iż bierze się udział w nagrywaniu kaskaderskich scen w filmie przygodowym.
Koszt wstępu: 20 PHP (ok. 1,50 zł)
Rejs rzeką Loboc + obiad (Loboc River Floating Restaurant)
Jest to typowo komercyjna atrakcja, ale myślę, że dla Europejczyka warta tego drobnego poświęcenia czasu i finansów. Tym bardziej, że magii temu wydarzeniu dodaje informacja o wykorzystaniu naturalnej scenografii rzeki w kręceniu scen do kultowego dramatu wojennego reżyserii Francisa Ford Coppoli, pt. „Czas Apokalipsy”. Urokliwa rzeka z turkusową wodą opleciona mieniącą się wszystkimi odcieniami zieleni dżunglą sprawiła, że rejs był fajnym i niezapomnianym przeżyciem.
Podczas rejsu można było zjeść obiad, który serwowano w formie bufetu. Jedzenia było dużo (co jakiś czas donoszono) i było ono w naszej ocenie bardzo dobre. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie: krewetki, mięsa, makarony, ryż, warzywa, owoce czy desery. Były także napoje, tj. woda oraz lemoniada. Jeśli ktoś chciał wypić coś innego, np. piwo czy colę, musiał dodatkowo płacić.
Czas rejsu umilał nam występ zespołu, który śpiewał filipińskie piosenki. Był też 10-15- minutowy przystanek, podczas którego oglądaliśmy występ muzyczno-taneczny z udziałem miejscowych dzieci. Najbardziej spodobał nam się taniec Tinikling. Jest on uważany za narodowy taniec Filipin. Nazwa tego tańca wywodzi się z tego, że ruchy tancerzy naśladują ruchy ptaka tinikling, który przeskakuje przez gałęzie. W tańcu jako przeszkody używa się bambusowych kijów. Zabawa przypomina nam trochę grę w gumę.
Parę uwag:
– Aby skorzystać z tej atrakcji trzeba niestety trochę się naczekać… Gdy przyjechaliśmy na miejsce, wzięliśmy numerek i czekaliśmy aż nas wywołają. Trwało to niestety około dwóch godzin. Szczęśliwie, czas ten można było spędzić w klimatyzowanej poczekalni lub przejść się po pobliskich straganach z pamiątkami. Po wywołaniu numerka kupiliśmy bilety i chwilę później weszliśmy na pokład.
– Dobrym pomysłem byłoby zamówienie za pośrednictwem hotelu/biura podróży biletów na konkretny rejs.
– Zajmijcie stolik przy burcie a nie na środku pokładu. Dzięki temu można bez przeszkód podziwiać piękne widoki.
– Podczas serwowania posiłku nie panikujcie, dla wszystkich starczy. Niestety, podczas naszego rejsu turystom zabrakło kultury albo byli już bardzo głodni. Przykro było patrzyć na rozpychających się ludzi rzucających się na jedzenie. Kucharze donoszą wciąż swoje wyroby, więc na pewno zjecie. 🙂 Czas, kiedy wszyscy sobie nakładają jedzenie, możesz wykorzystać na zrobienie fotek i co najważniejsze, nikt wówczas nie wejdzie w kadr. 🙂
Koszt rejsu z obiadem:
0-3 lat – za darmo
4-8 lat – 225 PHP (ok. 16 zł)
9-11 lat – 250 PHP (ok. 18 zł)
12 lat i wyżej – 450 PHP (ok. 33 zł)
Czas trwania rejsu: 1 godzina.
Więcej informacji : https://www.infobohol.com/loboc-river-lunch-and-dinner-cruise/
Loboc River Zipline
Jest to inaczej zjazd tyrolski. Tyrolka łączy dwa stoki, pomiędzy którymi płynie rzeka Loboc i rośnie gęsta dżungla. Kolejka w jedną stronę ma około 500 metrów długości, co łącznie daje nam z drogą powrotną 1 kilometr jazdy na przerażającej wysokości dochodzącej momentami do 1000 metrów. Dzieci mogą skorzystać z tej atrakcji jeżeli mają minimum 120 cm wzrostu, lecz tylko z opiekunem. Niestety, organizatorzy nie mają kasków dla dzieci, jedynie dla osób dorosłych. Podczas deszczu zjazdy są wstrzymywane ze względów bezpieczeństwa. Mokre liny są śliskie i proces wyhamowania może nie być zbyt łagodny, co z pewnością skutkowałoby skręceniem karku. Nasze wrażenia z „lotów” pomiędzy wzgórzami były niesamowite. Maja zamarzyła sobie, by cały dzień zjeżdżać raz po raz, tak jej się spodobało. Widoki oszałamiające! Zdecydowanie polecamy i oczywiście dla córki ta atrakcja była numerem jeden! 🙂
Koszt: 400 PHP od osoby (29 złotych)
Plaże na wyspie Panglao
Panglao, tak jak napisałam na początku, jest małą wyspą połączoną dwoma mostami z wyspą Bohol. To właśnie tam jest najbardziej rozbudowana sieć hoteli i restauracji oraz najczęściej odwiedzane plaże Alona Beach oraz Dumaluan Beach.
Byliśmy tam raptem parę godzin, gdyż mieliśmy napięty plan zwiedzania. Zdajemy sobie sprawę, że nie zobaczyliśmy tam wszystkiego. Jednak mimo to przedstawię tu nasze subiektywne zdanie… Plaże są rzeczywiście ładne, jednak panująca komercja, tłok, nadmiar knajpek na samej plaży, odbiera urok temu miejscu. Niestety, troszkę się rozczarowaliśmy.
Rezerwat motyli
Miejsce raczej średnio nam się podobało. Porównując do ogrodu z motylami na wyspie Palawan, tutejszy rezerwat wypada bardzo słabo. Oprócz tego, znajduje się tam pseudozoo z pytonami. Były z pewnością czymś mocno nafaszerowane, bo ludzie wchodzili do klatek i robili sobie z nimi zdjęcia, a gady nie reagowały.
Nie czuliśmy się tam komfortowo.
Koszt: 40 PHP (ok. 3 zł)
Atrakcji jest oczywiście więcej, chociażby wodospady w głębi dżungli, jaskinie, czy island hopping po okolicznych wysepkach połączone z nurkowaniem. Jednak mając trójkę małych dzieci, byliśmy troszkę organizacyjnie ograniczeni. Mimo wszystko, było wiele innych ciekawych atrakcji, dzięki czemu nie mieliśmy poczucia, że coś nas ominęło.