Panama 2014
To był początek roku, pamiętam jak dzisiaj, gdyż dzień po Sylwestrze, jeszcze nie do końca ogarnięty, wróciłem do pracy. Znudzony i zniechęcony zacząłem jak co dzień, przeglądać oferty biletów lotniczych. Już kilka fajnych ofert przez kilka ostatnich miesięcy mi uciekło, dlatego tym razem intensywniej szperałem. Nagle bach! Patrzę, a tu wyskakuje Panama i Kostaryka za mniej niż 1000zł. Oczy mi się powiększyły, a mysz do komputera zaczęła ruszać zdecydowanie szybciej! Jak zawsze w takich sytuacjach przy takich cenach, sprawa była prosta. Szybki telefon do żony, wybranie terminu, który najlepiej pasuje, czyli w czerwcu po zakończeniu rozgrywek ligowych i bilety za 962zł od osoby zakupione. Nawet nie patrzyłem co te dwa kraje mają do zaoferowania, nie patrzyłem na ceny, jakieś komentarze, bo i po co? 🙂 Prawie pół roku do wyjazdu, więc czasu na przygotowania było sporo. Promocję ogłosiłem na facebooku. Dołączyła się do nas dwójka znajomych, a przed samym czerwcem, jeszcze 2 osoby. Tak więc razem podróżowaliśmy: 6 osób dorosłych i 4-letnia córka.
Spis treści
Podróż
Nasza wycieczka zaczęła się w Warszawie, bilety zakupione w Iberii obejmowały loty z Berlina do Madrytu, a następnie z Madrytu do Panamy. Powrót natomiast był z San Jose (Kostaryka) do Madrytu i z Madrytu do Berlina. Dojazd do Berlina też „ustrzelony” w promocji PKP, czyli 122zł od osoby. Wybrany został ze względu na dziecko, gdyż podróż trwała tylko 5 godzin, a córka miała darmowy bilet.
Berlin przywitaliśmy około godziny 15 i od razu ruszyliśmy miejskim busem na lotnisko Tegel (2.6 euro bilet za osobę, płatne u kierowcy), na którym zameldowaliśmy się przed 16. Lot do stolicy Hiszpanii był przed 20, więc mieliśmy trochę czasu. W Madrycie zameldowaliśmy się koło 23. Lot do Panamy planowany był dopiero następnego dnia o 12, więc tutaj też ze względu na córkę, wybraliśmy w promocji w TravelPony hotel Osuna 4*, 5 km od lotniska w świetnej cenie 27 dolarów za całą rodzinę. Dodatkowym plusem był transfer do hotelu i następnego dnia na lotnisko w cenie pokoju. Nazajutrz w miarę wyspani po śniadaniu udaliśmy się na madryckie lotnisko Barajas. Tutaj małe zdziwienie, gdyż przyjechaliśmy 2.5 godziny przed odlotem, a przy wejściu do samolotu znaleźliśmy się prawie godzinę przed odlotem. Lotnisko jest gigantyczne i „latanie” między 4 piętrami oraz dojeżdżanie metrem do odpowiedniego terminala trochę zajmuje. Sam lot przebiegł bardzo szybko, a to pewnie dlatego, że Iberia oferuje lot all inclusive, czyli „pijta co chceta i ile chceta”. 🙂 Następnego dnia koło 15 czasu lokalnego (czas w Panamie jest -7h względem naszego) jesteśmy na miejscu.
Panama City
Stolica Panamy, jak przystało na porę deszczową przywitała nas solidną ulewą i bardzo dużą wilgotnością, jednak nie taka pora deszczowa straszna jak ją malują, ale o tym jeszcze trochę później.
Wynajęliśmy busa nieopodal lotniska, by szybko znaleźć się w hotelu, który już mieliśmy wcześniej zarezerwowany na bookingu. Zapłaciliśmy 50 dolarów za 7 osób za około 40 minut jazdy. Pierwsze 2 dni spędziliśmy na zwiedzaniu miasta. Panama to bardzo przyjazne i fajne miasto pełne kontrastów, gdzie obok pięknej i nowoczesnej promenady i ładnej starówki, znajdują się wielkie i brzydkie slumsy patrolowane przez setki policjantów.
Pomocna pani w hotelu powiedziała nam jak korzystać z miejscowej komunikacji. Metro jest za darmo! Trzeba mieć tylko kartę, którą się otwiera bramki do metra, koszt wyrobienia koło 2 dolarów. Kartę też można naładować i wtedy możemy korzystać z przejazdów autobusami. Jeden przejazd w zależności od autobusu 25 albo 35 centów. Polecam przejechać się słynnymi panamskimi autobusami, bardzo fajne doświadczenie.
I wewnątrz
Środkami miejscowej komunikacji wybraliśmy się z samego rana na pierwszą atrakcję czyli Kanał Panamski. Jeżeli chodzi o moje odczucia to nic szczególnego, 15 dolarów, żeby zobaczyć krótką historię Kanału, przepływające statki. Przed dojściem do budynku Kanału możemy zobaczyć tabliczkę ostrzegającą przed krokodylami, to już było bardziej ciekawe. 🙂
Dalej ruszyliśmy na starówkę. Obok niej jest duży targ rybny. Można tam zjeść smaczną, dużą i tanią rybkę za 7$. Ryba była dwa razy większa niż talerz. Do tego frytki lub ryż i warzywa. Targ ten oddziela tak naprawdę starówkę oraz promenadę, czyli starą część miasta od nowej. Starówka bardzo fajna, klimatyczna z ciasnymi małymi uliczkami oraz ciekawymi budynkami. Warto się przejść, zwłaszcza, że jest mała i całość zajmie może z pół godziny, maksymalnie godzinę.
Obok starówki zaczyna się uliczka ze straganami i sklepikami. Jak ktoś chce zrobić zakupy to właśnie tam. Można za grosze kupić owoce np. ananasy za 0.5$ całe, a uwierzcie, że są 10 razy smaczniejsze, niż te, w Polsce. Tony ubrań za 5-6$ i różnego rodzaju pamiątki.
Po zakupach udaliśmy się, by podziwiać nową część miasta, czyli promenadę i drapacze chmur. Widok bardzo fajny, a promenada, która ciągnie się z 2 kilometry robi wrażenie. Znajdziecie na niej wszystko: tarasy widokowe, bardzo duży i bogaty plac zabaw dla dzieci, boisko do tenisa, piłki nożnej oraz koszykówki, scenę na występy, siłownię na świeżym powietrzu, a także mnóstwo ławek i miejsca do odpoczynku.
Jak ktoś chciałby zwiedzić też miejsca bardziej cywilizowane, to są tu dwie duże galerie handlowe: jedna w centrum, druga na dworcu autobusowym Albrook. Ciekawostka taka, że możecie w Panamie poruszać się bez problemu w 7 osób w taksówce, nam nikt nie robił trudności, widocznie taki mają klimat. 🙂
Jeżeli chodzi o atrakcje w tym mieście, tak naprawdę to jest wszystko. Jest jeszcze park z dużą ilością ptaków, jednak nas to niezbyt interesowało. Natomiast plantację kawy i wodospad zostawiliśmy sobie na Kostarykę. Następnego dnia z rana ruszyliśmy do jednego z celów naszego wyjazdu, czyli wysepek San Blas!
San Blas
Wyspy San Blas, od początku, gdy tylko zacząłem czytać o Panamie, stały się moim priorytetem. Koło 400 wysepek, prawie połowa zamieszkana, a połowa dziewicza. Wysepki bardzo małe i egzotyczne, dojazd i pobyt nie jest tani, ale zdecydowanie warto! Każdy hotel czy hostel w Panamie organizuje wyjazd na San Blas. Koszt to przejazd jeepem w obie strony 60 dolarów od osoby, jakiś podatek 10 dolarów od osoby, 2 dolary podatku portowego, a potem w zależności na jaką wyspę – płatność za łódź od 10 do 30 dolarów już za podróż w dwie strony.
Jeżeli chodzi o lokum na wyspach to są różne możliwości: namioty od 15 dolarów za osobę, łóżko w domku wieloosobowym od 35 dolarów, prywatne drewniane domki 2-3-4 osobowe od 50 do nawet 100 dolarów za osobę, w zależności od wysepki. W ceny wliczone są 3 posiłki, gdzie na śniadanie jajecznica, obiad: ryba lub owoce morza i kolacja, czyli to co się uda tubylcom złowić.
Sama droga na San Blas to jest koszmar: 2.5 godziny, w tym przejazd przez góry, zakręty 90 stopni w rytmie sinusoidalnym… Na kacu albo z chorobą lokomocyjną, zdecydowanie nie do wytrzymania. My udaliśmy się na wysepkę, która jest jedną z najdalej wysuniętych i nazywa się Diablo.
Mieszka tam małe plemię Indian Kuna przyjmujące turystów – razem około 15 osób, z czego 10 to turyści z Polski. Zabawna sytuacja zdarzyła się następnego dnia, kiedy na jeden dzień przypłynęła na wyspę trójka Polaków, którzy po wyjściu z łodzi na brzeg powiedzieli – „no tutaj na końcu świata już na pewno żadnego Polaka nie będzie”. Jakie ich zdziwienie było, gdy zaraz 10 osób odezwało się po polsku – „Polacy są wszędzie”. 🙂
Sama wyspa to coś pięknego… Wspaniałe plaże, błękitna, ciepła woda jak zupa i totalny chill out. Nie było prądu, Internetu, tylko lodówka na gaz, aby napoje były zimne. 😉 Polecam zabrać koniecznie jakieś picie ze sobą, gdyż na miejscu można kupić tylko małe piwo, małą colę i małą wodę. Wszystko po 1 dolarze. Na miejscu są także kokosy, które dzięki uprzejmości plemienia Kuna można było wypijać i zjadać.
Uwierzcie też, że nie ma sensu na San Blas być dłużej niż 2 dni. Po prostu po 2 dniach nie ma już co robić, bo ile można leżeć i opalać się. Obejście całej wyspy zajmuje maksymalnie 15 minut. Czas płynie tam tak wolno, że 2 dni minęły nam jak tydzień – jednak powtórzę jeszcze raz ZDECYDOWANIE WARTO przeżyć dwa dni na małej wysepce, gdzie śpi się w słomianych chatkach, a prysznic to mała plastikowa rurka.
Bocas Del Toro
Po powrocie z San Blas zostaliśmy jeszcze jedną dobę w Panama City i następnego dnia wieczorem wyruszyliśmy do drugiego obowiązkowego miejsca w Panamie, czyli na wysepki Bocas Del Toro. Tutaj wskazówka… radzę bilety do Bocas kupić dzień przed odjazdem, a nie w dniu odjazdu mimo, że jadą dwa autokary (jeden o 19, a drugi pół godziny później). Oba były „wypchane” do ostatniego miejsca. My wybraliśmy ten drugi bus, cena dokładnie 27.80$ od osoby, córka za free. Podróż przez noc, około 10 godzin. Autokar mocno klimatyzowany, więc polecam zabrać polar.
Po 5 rano zameldowaliśmy się w miejscowości Almirate, skąd taksówką dojechaliśmy do przystani. Można do niej iść piechotą, gdyż odległość to najwyżej 1 kilometr, jednak 2$ za osobę nie wydały nam się dużym wydatkiem, więc skorzystaliśmy. W porcie jeszcze chwila oczekiwania na większą liczbę osób i za 7$ od osoby, Taxi Boat zawiózł nas na główną wyspę Bocas Del Toro, czyli Isla Colon (około 25 minut płynięcia). My zamieszkaliśmy w jednym z hoteli na tej wyspie, jednak można też na innych z tego archipelagu.
Samo miasteczko, w którym byliśmy, jest piękne. Panuje tam totalny relaks, jest spokój, tylko w tle słychać muzykę reggae. Wszędzie można zobaczyć rastafarianów z „ziołem” w ręku. Małe knajpki nad morzem wyglądają bardzo zachęcająco, dużo ludzi jeżdżących rowerami.
Polecam też wybrać się na wycieczkę łodzią na Delfin Bay. Jest to miejsce z koralowcami oraz z najpiękniejszą wyspą w tym miejscu, czyli Isla Zapatila. Coś pięknego!
Jeśli ktoś lubi ostre jedzenie to polecam pikantny sos z Bocas o tej samej nazwie. Jest bardzo dobry i jak ktoś będzie jechał to polecam i zamawiam każdą ilość.
Kolejne 3 dni minęły nam bardzo szybko. Wkrótce musieliśmy wyruszyć w kierunku Kostaryki. Na Bocas bez problemu można kupić przejazd do San Jose, stolicy Kostaryki, za 37$ od osoby. W cenie jest przejazd łodzią do przystani, taksówka do przygranicznej miejscowości oraz autokar do miasta docelowego.
Kilka praktycznych informacji o Panamie:
Pieniądze
W Panamie najlepiej mieć dolary. Przelicznik jest taki sam, czyli 1-1 i wszędzie przyjmują dolary i wydają w tej walucie. Nie ma problemu też z bankomatami i wszędzie są, oprócz oczywiście wysepek San Blas.
Woda
Bez problemu, zdatna do picia. Nie mieliśmy żadnych problemów żołądkowych.
Szczepienia
Zalecane są szczepienia, jednak my szczepiliśmy tylko córkę (na dur brzuszny (TYPHIM) i na wirusowe zapalenie wątroby typu A (HAVRIX)).
Czas
7 godzin różnicy do tyłu względem czasu polskiego.
Religia
Zdecydowanie katolicyzm i widać to na każdym kroku.
Pogoda
Pora sucha jest od listopada do kwietnia, jednak my będąc w czerwcu (niby w szczycie pory deszczowej) doświadczyliśmy może trzy razy deszczu, poza tym była bardzo przyjemna pogoda.
Bezpieczeństwo
Ani razu nie czuliśmy się niebezpiecznie. Nie mieliśmy też żadnych złych przygód. Ludzie byli mili i pomocni.
Elektryczność
W Panamie jest inne napięcie oraz inne wtyczki. Najlepiej zaopatrzyć się w kilka przejściówek, gdyż jedna to za mało, jak się chce naładować kilka urządzeń.
Ceny
Bardzo podobne do naszych. Ceny obiadów wahają się od 4 do 10 dolarów, woda 0.7$, puszka coli 0.75$, piwo 7$ za 24-pak 0.33l, benzyna koło 1 dolara za litr.
Drugi etap podróży – Kostaryka. O tym przeczytacie TUTAJ.