Jaskinie pirackie w Ajuy
Miejscowość Ajuy leży na zachodnim wybrzeżu Fuerteventury, niedaleko miasta Pájara. Jako ciekawostkę należy wspomnieć o nazwie wioski Ajuy, ponieważ czyta się ją [j] jako [ch}] a [y] jako [j], więc nie wypowiadajcie też nazwy głośno przy dzieciach. 🙂 To właśnie tutaj, w liczącej zaledwie 85 mieszkańców miejscowości znajdują się najstarsze morskie skamieniałości w całym archipelagu Wysp Kanaryjskich oraz jaskinie Caleta Negra nad czarną zatoką. Przy samym wjeździe do wioski zobaczymy duży bezpłatny parking, gdzie zostawić można auto. Drugi mniejszy parking znajduje się przy samej plaży. My udaliśmy się na piechotę przez wioskę, czas spaceru to max. 5 minut. I to właśnie z tej plaży od razu zauważyliśmy klif prowadzący do jaskiń, które są wielką atrakcją wyspy. Według legendy piraci składowali w nich swoje skarby. W1994 roku te miejsce zyskało statut Pomnika Przyrody, a linia brzegowa w tym miejscu została objęta ochroną.
Droga prowadząca do jaskiń jest kamienista. Często trzeba się wspinać, więc dla osób niepełnosprawnych ruchowo, czy dla rodzin z wózkiem ta atrakcja jest niedostępna. Małe dzieci lepiej wziąć do chusty/nosidła, gdyż na wielu odcinkach trasa biegnie nad przepaścią i można łatwo spaść. Oczywiście są drewniane poręcze, ale jak sami wiecie, dzieci łatwo mogą się przez nie prześlizgnąć. W wielu miejscach w Internecie przeczytacie, że trzeba mieć wygodne buty. To prawda, ale spotykaliśmy osoby w klapkach i też świetnie sobie dawały radę. 🙂
Pierwszy odcinek trasy wiedzie przez jasne skały osadowe. Dopiero w drugiej części drogi możemy zobaczyć skały wulkaniczne. Natomiast jaskinie w czarnej zatoce to dawne komory magmowe, z której lawa wypływała na zewnątrz kształtując wyspę. Warto też wspomnieć, że w późniejszym czasie (XIX wiek) to miejsce słynęło z wydobycia kamienia wapiennego, który był w tym miejscu dodatkowo wypalany w tzw. wapiennikach, czyli w piecach wapiennych i otrzymywano w ten sposób gotowy produkt, czyli wapno.
Trzeba przyznać, że widoki z tych klifów na ocean są niesamowite. Same jaskinie też robią niezłe wrażenie, choć pewien fetor (turyści zrobili z nich toaletę) zniechęca do dłuższego przebywania w tym miejscu.
- Cena biletu: 0 zł
- Czas zwiedzania: minimum 1,5 godziny
Po zwiedzeniu klifów i jaskiń, zeszliśmy na dół na plażę. Kiedyś był tutaj port, z którego były transportowane towary. Był też, niestety, miejscem ciągłych ataków piratów, stąd plaża nazywana została Playa de los Muertos, czyli po polsku Plażą Martwych. Obecnie portu już nie ma, choć nazwa używana jest nadal przez miejscowych rybaków.
Plaża ma około 300 metrów długości i jest otoczona z dwóch stron skałami. Zejście do wody jest łagodne, choć trzeba zachować szczególną ostrożność kąpiąc się w niej, gdyż prądy wody mogą zepchnąć na skały, czy otwarty ocean. Sama plaża jest szczególna, gdyż piasek na niej ma kolor czarny, który na dodatek pięknie iskrzy się w słońcu niczym brokat.
Po skorzystaniu z plaży poszliśmy na obiad do jednej z knajpek wyżej położonej wiosce o nazwie Puerto la Peña “Casa Pepin”. Zdecydowaliśmy się na menu dnia, które składało się z zupy z soczewicy, drugiego dania (do wyboru ryba, stek lub kurczak z dodatkami tj. ziemniaczki i surówka), deseru – lodów oraz napojów. Za to wszystko zapłaciliśmy 10 euro za osobę.
Wycieczkę uważamy za udaną i zgodnie twierdzimy, że będąc na wyspie nie można jej nie zaliczyć. Polecamy!